Arabski odgrzewa smoleńskie kotlety
Opinia publiczna jest podniecana rozważaniami o smoleńskim obiedzie PiSowców z Macierewiczem na czele. Smoleńskie kotlety odgrzał Tomasz Arabski w wywiadzie dla DGP ("Oni 10 kwietnia poszli na obiad, a potem wrócili do Polski").
Parę lat temu pisali już o tym Migalski i Libicki: gdzie wtedy PiSowcy jedli (w hotelu Nowyj czy Szafran), co jedli (czy przypadkiem nie to, co miał jeść prezydent Kaczyński ze świtą), a przede wszystkim: dlaczego jedli?
Pytania czy raczej zarzuty są idiotyczne, a opowiedzi banalnie proste. Jedli, bo ludzie jedzą. Nawet na stypach po najbliższych. Zjedli, bo było przygotowane i opłacone, więc żeby się nie zmarnowało. Zjedli, bo czekała ich długa podróż powrotna do kraju. Wreszcie może i dlatego, źe wielu reaguje na stres wzmożonym apetytem.
Oburzona Małgorzata Wassermann odpowiada Arabskiemu, że ona nie jadła, a poszła do prosektorium. Też dobrze. Wszak jest córką jednej z ofiar katastrofy. Jadła pewnie póżniej, ale nie ma potrzeby o tym mówić.
Od 6 lat katastrofa smoleńska jest paliwem dla PiS. Nawet, jeśli kiedyś była prawdziwa trauma, rozpacz, żałoba, to dawno minęły i został tylko interes. I trudno się dziwić. Normalni ludzie nie pławią się latami w żalu za utraconymi bliskimi, a co dopiero za obcymi czy wręcz wrogami, których w partiach jest najwięcej.